Film kupiłem jakieś 10 lat temu w gazecie, ale jakoś nie mogłem się przemóc by go odpalić. Leżakował dekadę, aż włączyłem go w końcu parę dni temu, bo mam sporo wolnego czasu - po seansie mam raczej mieszane odczucia. Przede wszystkim Chris O'Donnell nie pasował mi do głównej roli - nie lubię tego aktora, bo zawsze jest irytujący i sztywny. Bez urazy, ale nie ma także zbyt inteligentnego wyrazu twarzy by grać wziętego prawnika i odbiera tej postaci jakąkolwiek wiarygodność, a w połączeniu z drewnianym aktorstwem daje to naprawdę opłakany efekt. Sama historia w sumie ujdzie - na swój sposób jest ciekawa, ale spodziewałem się czegoś więcej po opisach typu "prawnik także odkrywa przerażające sekrety rodzinne" itd. Ogląda się dobrze, ale bez jakichś emocji czy zaangażowania. Pierwsza połowa jest nawet trochę niemrawa i znacznie lepiej wypada ta druga, jak skupia się bardziej na postaci Gane'a Hackmana, który gra jak zawsze na poziomie. O wiele lepiej patrzy się na tą, nieco odrażającą postać, niż na tą graną przez O'Donnella. Pod koniec, jak ma dojść do egzekucji to wtedy film najbardziej trzyma w napięciu i najlepiej się go ogląda. Szkoda tylko, że na całość patrzy się bez większego zainteresowania i film nie ma odpowiedniego ładunku emocjonalnego jak na taki gatunek. Są znacznie lepsze produkcje o tematyce kary śmierci, jak choćby "Życie za życie". Oceniam na 5/10 - dobry ostatni akt jednak nie uratuje całej produkcji i nieciekawie prowadzonej fabuły.